W dzisiejszym odcinku kontynuujemy cykl portrety. Tym razem przedstawię postać Roberta Kowalskiego - człowieka, który uczestniczy w pracach grupy od jej początku. Zaprezentuję także kilka z jego najnowszych utworów.
Zapraszam do lektury!
Przygoda Roberta z poezją zaczęła się podobnie jak Tomka - zainspirował nas Przemysław Grudnik i jego wesołe wiersze. Robert wnet zabrał się za pisanie własnych utworów, które potem ukazywały się w tomikach wydawanych w liceum. Po maturach zaś, gdy więzi łączące Syndykat zaczęły się rozluźniać, aktywnie starał się zwerbować nowych członków. Niestety, ostatecznie żadna z tych osób nie zagrzała w grupie miejsca. Tymczasem zaś pojawiła się nowa inicjatywa - wieczorki poetyckie w gliwickim Młodzieżowym Domu Kultury. Robert brał na siebie obowiązki organizacyjne, dbał też o ostatni drukowany tomik Syndykatu, "Pokolenie końca świata". Wsparcie uznanej poetki (a prywatnie dziewczyny Roberta) Karoliny Kułakowskiej zaowocowało ogromnym rozwojem artystycznym w ciągu ostatnich dwóch lat. Obecnie Robert wolnymi kroczkami zabiera się do stworzenia debiutanckiego tomiku.
Wiersze Roberta zawierają często spory ładunek emocjonalny, starając się uchwycić w kilku słowach często bardzo złożone sytuacje, uczucia. Inspiruje go wszystko, od własnych przeżyć po dzieła kultury wysokiej i masowej. Niejednokrotnie podmiot liryczny zlewa się w jedno z autorem, a niekiedy mimo różnic jesteśmy w stanie dostrzec, co zainspirowało twórcę, aby właśnie o danej postaci napisać wiersz.
Zainteresowania Roberta są naprawdę rozległe. Przez 10 lat trenował aikido (gdzie zdobył czarny pas), studiował też automatykę i robotykę oraz energetykę na Politechnice Śląskiej. Wie, czym jest kot Schroedingera i efekt Dopplera oraz czym się różni secesja od art deco. Gusta muzyczne wędrują po niemalże wszelkich gatunkach, od hip-hopu poprzez rock, grunge, muzykę poważną aż po eksperymenty wymykające się łatwemu zaszufladkowaniu. Da się z nim pogadać na praktycznie każdy temat.
Kolejną pasją Roberta są góry. Każdego roku stara się on uciec od miejskiego zgiełku w Beskid Żywiecki, Tatry albo Góry Świętokrzyskie. Szczególne miejsce w jego sercu zajmuje Przysłop Potócki, baza namiotowa, o której mogliście przeczytać we wcześniejszych wpisach. Robert docenia szczególnie to, że Przysłóp to "miejsce poza czasem", gdzie nie trzeba się spieszyć, nie atakuje nas natłok informacji, zaś nieliczne obowiązki wykonuje się z prawdziwą przyjemnością.
Poniżej kilka w miarę nowych wierszy Roberta:
„Pieniądz wszechmogący”
„I co to jest? Ten błysk w Twym oku widzę znów,
Pragnienie posiadanie większej kasy, żebyś mógł
Całymi dniami leżeć i pierdolić dziwki.
I ha! I ha! I ha! Ten cel jest już bliski
Jak wyciągniecie ręki po zakazany owoc.
Ziemia obiecana! Trzeba umieć sobie pomóc!”
Pragnienie posiadanie większej kasy, żebyś mógł
Całymi dniami leżeć i pierdolić dziwki.
I ha! I ha! I ha! Ten cel jest już bliski
Jak wyciągniecie ręki po zakazany owoc.
Ziemia obiecana! Trzeba umieć sobie pomóc!”
Czczony pod wieloma imionami,
różnie malowany,
rządzisz światem i ludzkimi umysłami,
dajesz ludziom chleb, wino i igrzyska.
Piekło jest tam, gdzie Ciebie nie ma,
głodnych nikt nie nakarmi,
spragnionych nie napoi,
nagich nie przyodzieje.
Chorzy nie doznają uzdrowienia
inaczej, jak dzięki Tobie.
Do Ciebie wszyscy dążą,
ku Tobie sięgamy,
gdy stoimy w kościele,
gdy robimy zakupy,
gdy jedziemy autostradą,
gdy bierzemy ślub.
Zawsze przy nas jesteś.
Niech pierwszy rzuci kamień,
kto twierdzi, że szczęścia nie dajesz.
„Sceny usunięte”
po nadrobieniu niewerbalnych zaległości
w miłości rozważamy dlaczego
Magik był Bogiem i skoczył
Ledger nie potrafił zasnąć
Kokoschka chodził z lalką
a Morrison grał tyłem do publiki
i ja uciekałem wzrokiem od tremy
i oczu ale nie twoich
rysowałem ale tylko z tyłu zeszytu
nie było nic lirycznego
w trumnie nad którą płakałem z ojcem
ani w linearyzacji układów nieliniowych
zielonego dnia
pojechaliśmy na wakacje ku bulwarowi
ten buntownik woli brunetki
a raczej jedną konkretną
kocham cię
wiem
bo wycięli
ja ciebie też
„Lśnienie”
„Mój ojciec był... pijakiem. I okrutnikiem. Pewnej nocy odbiło mu bardziej niż zwykle.”
Joker, „Mroczny rycerz”
Jesteśmy sami. Tata
musi pracować. Co ja
mam robić? Nie mam
się z kim bawić.
Pusty korytarz, a za rogiem
pusty korytarz, a za rogiem
pusty korytarz, a za rogiem
zatrzymuję się. Pokój.
Tata znów pracuje, uderza
w klawisze. Chcę, żeby przerwał
pracę. Uśmiecha się. Patrzą mu
na ręce.
Wchodzę do pokoju. Boję się
i wołam tatę.
Podaj mi butelkę bourbona... szklankę i trochę lodu. Możesz to zrobić, Lloyd? Nie jesteś zbyt zajęty, prawda?
Nie, wcale nie jestem zajęty.
Tata pił, aż się spił.
Teraz śpi, słodko śni.
Widzę, że nie zajął się pan sprawą, jak należało.
Proszę mi tego nie wypominać. Załatwię to, jak tylko stąd wyjdę.
Tata jest zły Przypominają
mu, co będzie, jak nie
wywiąże się z umowy. Ciągle
słyszy ich głosy. Przeszkadzam
mu. Ciągle przeszkadzam.
Jest zły, bo oni są źli.
Nudzą Jacka takie sprawy, ciągła praca, brak zabawy.
Nie umiem wytrzymać podłogi
bez kroków i luster bez
odbicia. Tata niedługo
wróci. Boję się.
Jesteśmy sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz